W wymarzonych butach (Mammut MTR20I-II Low Man)


07-07-2016r sms „I jak się sprawiły wymarzone butki?” –dopytuje koleżanka. O – nie napisałam ciągu dalszego, reflektuję się. Zaś w butach, jak po dniu ich zakupu pisałam – niemal śpię!

A to przecież tylko buty do biegania po górach.

Nie do biegania asfaltowego – jak np. Bieg Świetlików.  Nie do chodzenia na co dzień – jak np. 10km marszem, czy chodzenie do pracy i z pracy. I nie do chodzenia długiego po górach – jak np. na Marszonie.

Bieg Świetlików przebiegłam nocą. Jak co roku od pięciu lat organizowanym przez Stowarzyszenie Aktywna Dąbrowa. Jak co roku biegu pełnym wrażeń, ze specyficzną – bo nocną – atmosferą. Z roku na rok co raz lepszą organizacją i perfekcyjnością. Dowodem tego są przede wszystkim ludzie. Tej czerwcowej nocy wystartowało ponad 400osób, kiedy w pierwszej edycji było nas ledwie kilka dziesiątek.

Ja, w biegu – w sensie: prosto z pracy, z podróży, dosłownie w ostatniej minucie wpadłam do biura zawodów. W tempie ekspresowym zmieniłam tylko długie spodnie na spodenki. Nie zmieniałam butów na adidasy, które tachałam w plecaku. Zdecydowałam: biegnę w Mammutach. Tychże właśnie nabytych kilka dni wcześniej. Tych, które tak komfortowe warunki dają stopom.

Ustawiwszy się u końca startującego tłumu ludzi biegłam najpierw powoli. Nie dało się jak żółw. Nie dało się ociężale. Te buty niosły! Biegły niemal same, a ja tylko z sympatii do nich, by nikt mi ich nie odebrał, przebierałam nóżkami. I co? I biegło się, tą zmierzchającą nocą letnią, rozświetlaną czołówkami biegaczy. Tą czarowną nocą z cykadami w trawach; odbijanymi w oddali światłami w tafli jeziora Pogoria III. Biegło się tak doskonale, na każdym kilometrze wyprzedzając innych.

To buty tak niosły. To one tak dynamicznie deptały, to one chciały, bym ja chciała. I udało się! Nawet na ostatnim kilometrze nie pozwoliłam się wyprzedzić. Później dopiero okazało się, że gdybym jeszcze mocniej deptała, dodeptałabym na podium. Nie udało się to. Udało się jednak wykrzesać z siebie, z tego niedotrenowanego, bo ‘niedożelazowanego’ organizmu, swój mały sukces. Butki poniosły w pół godziny na sześciu kilometrach.

Marszon przeszłam w około 22h. Jednym ciągiem. Z małymi regularnymi przerwami pomiędzy poszczególnymi górkami.

Mammuty – hm… Jak by to powiedzieć… W połowie gdzieś drogi, tzn. odcinka, tzn. po przejściu prawie 30 kilometrów, w deszczu, po kamieniach, po nierównych ścieżkach, po asfaltach, po trawach i innych chaszczach – małe szare komórki skonstruowały wniosek: to nie to. Nie do takiego chodzenia te buty. Przy zejściach palce ocierają o czubki wnętrza butów. Skarpetki mam zgodne z zaleceniem: techniczne. Myślę, że dyskomfort powodował deszcz. Ten niby ustający, by po kilkunastu minutach znów padać. To chyba to spowodowało delikatne otarcia.

Przyczepność na mokrych kamieniach bardzo dobra. Idąc szlakiem, który wiódł przez korytko potoczka, którego strumień spływał pomiędzy kamieniami ścieżki, stopy pewnie i stabilnie stawiałam. Nie odczuwałam obaw, że nagle się pośliznę. W tych warunkach buty Mammut jak najbardziej zdały egzamin celująco. Do ostatniego kilometra wędrówki, do ostatnich minut chodzenia.

Jedynie wnętrze buta powodowało wnioski: nie, nie, nie. Nie do długiego chodzenia górskimi szlakami z ciężkim plecakiem. W biegu inaczej zachowuje się sama stopa i but. Inny jest kąt odbicia stopy, inny jest sposób stawiania i przestawiania jej w biegu niż w chodzie. To przecież buty przeznaczone owszem, w góry, ale do biegania po nich.

Przeszedłszy niemal 70kilometrów z przerwami co jakieś 10-15km na 10-20 minut, stwierdzam jednoznacznie: nie. To nie są buty do wędrówek na takie odległości, w takim terenie.

Otarcia skóry – choć to tylko zaczerwienienia na palcach – są na pewno wynikiem warunków atmosferycznych. W czasie wędrówki padało w sumie około 14godzin z przerwami. Przemoczone do cna, ubłocone buty. Woda aż chlupała w środku. Nie było możliwości osuszyć butów w marszu. Nie widziałam też sensu zmieniania ich na suche, które szybko zamokłyby.

Dziś nadal chodzę w Mammutach. Są wygodne na krótkich odcinkach. Bo tak mogę nazwać odległości w nich pokonywane: z domu do pracy, czasem w pracy, powrót do domu.

Przede mną kolejne wyjścia na szlaki górskie. Na te dłuższe odcinki – niestety – Mammutów nie biorę. Zostawię je do biegania. Wypada w końcu sprawdzić je w warunkach, do jakich zostały przeznaczone.

Używając Mammuty na co dzień pewnie bezczeszczę je. Czy to nie profanacja? Cóż, kiedy tak trudno oprzeć się temu błogiemu odczuciu, gdy wsuwa się stopę w te wygodne butki.

Jeden komentarz na temat “W wymarzonych butach (Mammut MTR20I-II Low Man)”

Dodaj komentarz