Wielka sensacja. Znakomita norweska biegaczka narciarska miała pozytywny wynik na obecność niedozwolonych substancji w organizmie.
Kibicowałam Therese i na mistrzostwach w Val Di Fiemme i igrzyskach olimpijskich, trzymałam kciuki podczas jej morderczych wspinaczek na Alpe Cermis. Cieszyłam się, gdy kolejne trofea i tytuły trafiały do tej pracowitej, walecznej dziewczyny. A jednak informacja, że wykryto u niej zakazane anaboliki jakoś szczególnie mnie nie zaskoczyła.
„No ale jak to?” Ano tak to. Brutalna prawda. Życie. Jasne, mogło się zdarzyć, że te wszystkie zwycięstwa, kolejno przekraczane granice to zasługa genów, diety, łutu szczęścia, czystego powietrza, determinacji i ciężkiej pracy. „Niemożliwe”. Serio nikt nie podejrzewał jak bardzo może być prawdopodobne, że dziewczyna zasuwająca na skraju możliwości fizycznych przez dobrych parę lat dzień w dzień niczym się nie wspomaga?
A ten szok w Norwegii? wygląda mi bardziej na jakąś zbiorową ściemę, robienie dobrej miny do złej gry. Pokrętną linię obrony i próbę ratowania resztek wiarygodności. Z niedowierzaniem czytam wyjaśnienia lekarza i samej Johaug.
Wydaje mi się, że po tym, co ostatnio serwują nam kolejni mistrzowie w czystość sportu wierzyć mogą co najwyżej przedszkolaki. I że odkrycie następnej „afery” to tylko kwestia czasu.
Bo skoro codzienne życie pełnie jest bezpardonowej walki to dlaczego akurat sport miałby być wolny od brudów, machlojek, nieczystych zagrań? W imię jakichś wzniosłych ideałów o których nikt pewnie nawet nie pamięta?
Od dość dawna radość sprawia mi kibicowanie w zawodach amatorów, zwłaszcza oglądanie współzawodnictwa anonimowych dzieciaków w podwórkowych biegach na 100m. Ile tam jest zacięcia, walki, jakie iskry w oczach i wybuchy szczęścia na mecie. Rywalizacja gwiazd na wielkich arenach, w światłach jupiterów i pod obstrzałem kamer i aparatów mimo, że z pozoru wygląda tak samo jakoś nie wzbudza już we mnie większych emocji. Być może dlatego, że nie wierzę w szczerość intencji zawodników. Coraz częściej podejrzewam, że emocje są reżyserowane (bo oglądalność) a wyniki ustalane w jakimś ścisłym tajnym gronie. I że w wielkim sporcie już dawno nie chodzi o piękne idee. I że wyjątki (bo jednak wciąż naiwnie chcę wierzyć, że istnieją) potwierdzają tylko moje przypuszczenia.
Ciekawa jestem czy to prawda… Czy te wyjaśnienia są prawdziwe, czy to wszystko jest tylko ukartowana sensacja.
___________________________________
Smutne, ale prawdziwe. Na szczęście zdarzają się wyjątki od reguły i o nich staram się pamięta, także w sporcie!
Według lekarzy Johaug smarowała sobie usta maścią, która zawierała sterydy. Ta oficjalna wersja nie trzyma się kupy zwłaszcza, że na opakowaniu leku wyraźnie napisane jest ,, doping”. Jak potoczy się dalej sytuacja? Czas pokaże. Szkoda, że sport zamienia się powoli w rywalizację lekarzy…
Pozdrawiam serdecznie!
Marcin z ksiazkadoplecaka.pl
Czytając co nie co o poprzednich igrzyskach dochodzę do wniosku, że to głównie rywalizacja lekarzy i fizjologów. Co wcale mnie nie cieszy 😦
Mam nadzieję, że przypadek Teresy to jednak nie zamierzone działanie. Kibicowałam jej od lat, nawet mój mąż „anty sportowy” kibicował i to właśnie tej drobnej blondyneczce. Cieszyliśmy się gdy wygrywała z Marit. Słowa tej drugiej po tej aferze też jakieś zagmatwane…. A wydawałoby się że co najwyżej brały leki na astmę… Chciałabym wierzyć że sport może być czysty…. Być po prostu efektem ciężkiej, systematycznej pracy. To taki symbol wytrwałości dla wielu ludzi….
Ja tam się nie łudzę że to pomyłka czy błąd lekarza