fot. Kaja Morawiec / na zdjęciu: Ola i Mateusz
Setki kilometrów od domu, Morze Bałtyckie. Skandynawia, zielony wietrzny świat i wspólna pasja. Tyle przestrzeni dzieliło mnie i łączyło z Mateuszem, „ziomalem” z Górnego Śląska. Choć jeszcze kilka lat temu, raptem tylko kilkanaście kilometrów i sąsiadujące ze sobą dzielnice Katowic. Dziś, łączy Skandynawia i zielony, wietrzny świat. Tego młodego, pełnego ambicji człowieka poznałam 1300 km od domu. A okazało się, że łączy nas rowerowa pasja, wspólni znajomi. Pasjonat żeglarstwa i uczestnik mistrzostw świata w tej dyscyplinie, student jednej z kopenhaskich uczelni. Pełen radości życia chłopak.
Ten postawny, wysportowany facet, jeszcze kilka dni temu zarzekał się, że nigdy nie pokocha biegania. Chce przecież tylko zrzucić wagę… by za kilka tygodni móc wystartować w swojej regatowej klasie na żeglarskich mistrzostwach świata. Po pierwszym treningu i pięciu kilometrach w formie marszobiegu, zmienia zdanie. Umówieni jesteśmy na kolejny trening, a motywacją przestają być już tylko zbędne kilogramy, a radość, jaką czuje ciało i dusza po biegowym treningu. Czy naprawdę biegowe endorfiny mają tak niepowtarzalny smak? Każdy kto biega, zna tę odpowiedź.
Pasja jest Twoim przyjacielem. Pielęgnujesz ją, dbasz o nią, cenisz. Nie ma piękniejszej wzajemności niż czas, w którym dzielisz się barwną radością. Wystarczy tylko wyciągnąć rękę w stronę swoich marzeń. Kiedyś dzieliłam się miłością do mountain bike, dziś podobnie dzielę się bieganiem, choć rower i góry nadal pozostają mi bliskie.
Pasja to endorfinowa kaskada, której trudno się oprzeć.