Pojechałam na MTB, opony były do wymiany, do tej pory takie traktory miałam, ze chłopi na wsi mają mniejsze bieżniki w traktorach ;)))), do czasu kiedy zaczęłam „trenować” w ogóle nie jeździłam na rowerze, nie czułam takiej potrzeby; prawda jest taka, że z rowerem przeprosiłam się dopiero w kwietniu, opony na sliki wymieniłam miesiąc przed triathlonem, z 1,95 na 1,5 cala.
Treningi w zasadzie polegały na badaniu ile czasu zajmuje mi przejechanie określonego dystansu i szacowaniu czy wytrzymam to tempo do końca dystansu (90km ).
Martwiłam się, ponieważ wychodziło trochę na styk, po zmianie opon czas się poprawił, ale tez bez rewelacji. Najdłuższe dystanse jakie przejechałam przed triathlonem za jednym razem to 60 km i 50 km, pozostałe to zawsze koło 30 km. Wiedziałam że jak złapię gumę to może być naprawdę problem ze zmieszczeniem się w czasie regulaminowym, czyli razem z pływaniem 5:20.
To, jak biegniesz czy płyniesz zależysz od twoich nóg, rąk, głowy, silnej woli, a rower to maszyna, która może Cię zawieść.
Mnie na szczęście moja nie zawiodła. Nic nie „dłubałam” przy rowerze, nie robiłam żadnych przeglądów, pomyślałam: lepsze wrogiem dobrego, jak wszystko dobrze działa to może lepiej nic nie poprawiać; no ale dzień przed wyjazdem okazało się że tylne koło jest do centrowania, udało się: wyjazd o 17 tej a ja koło 13 tej jeszcze jeździłam po jakiś skiteamach, na szczęście z dobrym efektem: relacja z trasy rowerowej później; jedno jest pewne: pokochałam rower! normalnie: sama siebie nie poznaję

a po rowerze jeszcze półmaraton:) Czytaj dalej „…najbardziej bałam się roweru…”