Co może być lepszego od biegania? W sumie nic, ale…
Czasami warto zamiast na ścieżkę biegową – wybrać się na rower i jak to jest w piosence: „troch popedałować!”
Postanowione! Rowerami po Jurze, a dokładnie Szlakiem Orlich Gniazd. Plan był bardzo prosty: do plecaków wkładamy tylko najpotrzebniejsze rzeczy( np. szare mydło lub jak ktoś woli szampon z czarnej rzepy), do bidonów niezbędne płyny, jeszcze tylko kanapki i w sobotę rano do pociąg i na Jasną Górę…no może trochę przesadziłam – start: Częstochowa.

Pierwszego dnia założyliśmy trasę rowerową: Częstochowa – Olsztyn – Zrębice – Suliszowice – Ostrężnik – Czatachowa – Niegowa- Mirów – Bobolice.
Nocleg w bardzo fajnym i niedrogim( 25 zł/os. Pokój z pościelą) Hostelu pod zamkiem. W drugim dniu pojechaliśmy z Bobolic do Żarek – zobaczyć Szlak Żydowski i Kirkut. Stamtąd do Żarek Letnisko na najlepsze lody pod słońcem i wylegiwanie się pod sosną.

Roberto – świetny przewodnik, osobisty masażysta i cierpliwy postojowy:) Nie do wypożyczenia…
W sumie pokonaliśmy trochę ponad 80 km. Pierwszego dnia 50 (moje pośladki to dzisiaj czują, oj czują).
Czy warto? TAK, TAK, TAK.
Widoki piękne, mało ludzi, natura, cisza i spokój…
Trzeba mieć jednak bardzo dobrą mapę, bo oznakowanie szlaku jest powiedzmy sobie szczerze…kiepskie. I np. my pomyliliśmy raz czerwony rowerowy z pieszym i pchaliśmy górale pod stromą górę.
A i warto mieć na uwadze: Jura to nie góry, ale wzniesienia iiiiiii doliny. Czyli jeździmy góra- dół. A do takiej jazdy trzeba się przygotować. Może nie kilka miesięcy, jak do maratonu, ale dwa tygodnie…
