Boston…symbol, legenda…marzenie…Wanda Panfil…Team Hoyt…wielkie sportowe święto. Hearbrake Hill, radość kibicowania…Ukoronowanie wysiłku, prestiż…
Boston…pray…then keep running…
Nie, nie będę roztrząsać tego, co się stało w czwartej godzinie maratonu… Nie zamierzam też rezygnować z biegania. Wyjdę dzisiaj jak zwykle na długi, samotny bieg. W ciszy i skupieniu. Jak zwykle.
przyłączam się do dzisiejszego biegu w ciszy
Szok, sport i zamachy,przypomniała mi się olimpiada w Monachium,wtedy byłam mała i nie czego nie rozumiałam, teraz jest mi jeszcze bardziej smutno, bo terroryzm zagościł tak okrutnie w sporcie.POBIEGNIEMY z Markiem jutro w ciszy, bo dopiero teraz przeczytałam bloga.
Kiedyś mówiono, że igrzyska sportowe są wolne od ataków terrorystycznych, jak widać angażowanie się we wszystkie wojny na świecie powoduję zmianę tej tendencji. Szkoda tylko tych ludzi, którzy zginęli.
Pozdrawiam Przemysław Andrzejak
http://www.zadbamozdrowie.pl