Z każdym doświadczeniem, dzięki któremu stajesz w obliczu strachu i stawiasz mu czoła, zyskujesz siłę odwagę i pewność.
Musisz robić rzeczy, o których myślisz, że nie możesz ich zrobić.
Eleanor Roosevelt
Zaraz po Pierwszym Półmaratonie Warszawskim, znalazłam w Bieganiu reklamę i zaproszenie na Visegrad Marathon. Pierwsza myśl: jaka piękna trasa. I zaraz po niej druga: przecież nie dam rady. Profil przypominający EKG, bardzo wymagający, chociaż w większości jednak, o dziwo, z górki. To mnie ostatecznie przekonało: meta położona niżej niż start, to nic, że ostatnie dwa kilometry to nieustannie wznosząca się prosta i to nic, że po drodze trzeba jeszcze wspinać się przez kilka kilometrów na Vabec. I kilka pomniejszych wzniesień. Pięć godzin biegu to nieustanny zachwyt nad urodą okolicy i walka słabej konstrukcji fizycznej z powoli słabnącą psychiką. Kilka dni lizałam rany po tym maratonie ale psychicznie wyszłam z niego zwycięsko. Wcześniej wydawało mi się, że pięć godzin w maratonie to wszystko, na co mnie stać. Na mecie w Rytrze, już wiedziałam, że żaden płaski maraton od tej pory nie będzie mi straszny.
Później przyszedł czas na Gorce. O tym maratonie wiedziałam tylko, że kończą go prawdziwi twardziele. Jeszcze stojąc na starcie w Krościenku pytałam sama siebie: „co ja robię w tej ekipie?” Wśród opalonych, umięśnionych facetów z camelbagami na plecach nie czułam się zbyt pewnie. A później się zaczęło: dziesięć kilometrów do pierwszego (z trzech) punktów odżywczych stale pod górę. Założyłam się z sobą, że dotrę tam w ciągu godziny. I wygrałam! Liczyłam na to, że choć odrobinę odpocznę sobie na zbiegach. Jakże się myliłam! – teraz wiem, że w biegach anglosaskich odcinki w dół są o wiele bardziej wymagające, to one weryfikują umiejętności i to na nich odsiewają się chłopcy od mężczyzn. Na Hali Długiej trochę zmarznięta i poobijana psychiczne postanowiłam sobie, że jeszcze tu wrócę. I wróciłam po kolejne zwycięstwo. Również w open kobiet.
I wreszcie lekcja pokory na Maratonie Karkonoskim. Patrząc cały czas pod nogi na przemian modliłam się i przeklinałam w myślach. Gdy wreszcie odważyłam się podnieść głową wyrosła przede mną Śnieżka. Wtedy moja psychika klękła, co objawiło się na tyle głośnym westchnieniem, że biegnący przede mną zawodnik odwrócił się i…uratował mnie jednym prostym zdaniem. Powiedział: „to tylko góra”. ”. Przystanęłam na moment porażona jakże oczywistym przekazem. Oczywiście, to tylko góra. Weszłam już wcześniej i na nią i na kilka innych. Dlaczego teraz miałoby być inaczej?
Jak to mówią nie wahaj się robić rzeczy, które wydają Ci się niemożliwe, bo…
„Ludzie wystarczająco szaleni, by sądzić, że mogą zmienić świat są tymi, którzy go zmieniają”. 😉
W tym szaleństwie jest metoda:)
Ja też niedługo porwę się na coś, co moi znajomi kwitują „niemożliwe”. Wybieram się stopem do Portugalii 🙂 Życzcie powodzenia, a z mojej strony gratuluję zawzięcia i dążenia do celu!
Super przygoda, trzymam kciuki:)