Właśnie otworzyłam pocztę, a tu proponują mi liposukcję. O matko z obrazka bez ramki! Ponoć owy zabieg sprawi, że nie będę musiała biegać. Kontra-szacun dla pomysłodawcy tej reklamowej treści! Myślę, że Ci ”zabiegowcy” mnie obrazili, bo przecież bieganie to miłość wyższego stopnia.
Dlaczego miałabym zrezygnować z wąchania ciastek i biegania z brzuchem czy też bez? Miś Yogi zasuwał w tempie pełno obrotowym po pustyni, mimo iż brzuch miał jak spinaker na pełnym wietrze, ale dawał radę. Wszystko jest kwestią woli i równowagi myśli.
Po takiej liposukcji czułabym się odarta z endorfinowej mocy jaką podają mi codzienne biegowe kilometry. Przecież to kocham! Miłości się przecież tak ot, nie zostawia. Pielęgnuje się ją, doświadcza. Delektuje się pięknem jakie wnosi w życie. A pani od sadła informuje mnie tu o jakiś lipido-usuwajkach. Przecież mam kaloryfer, może nie żeberkowy, ale taki płaski. Bardzo zwykły. Jak to kiedyś montowało się w blokach z wielkiej płyty. No i potrafię zrobić poziomkę, dojrzałą nawet taką.
fot. Ola Janiszewska
Mówimy wielkie NIE liposukcji… nie po to przestawiam organizm i uczę go efektywnego czerpania energii z tłuszczu by ktoś mi ten zapas za moje własne pieniążki usuwał 😀