Wczesny ranek…auta w garażach, psy w domach, bo ich właściciele jeszcze ciągle śpią. Rześko i przejrzyście. Nie zdążyłam się z nikim pokłócić. I zaraz wyjdę na trening…
Wczesny ranek. Wyruszyć o świcie…łatwiej powiedzieć niż zrobić? O ile nie weszło to jeszcze w nawyk, to owszem, niestety. Sprawdzone sposoby:
-umawiam się z kimś. Ostatecznie umawiam się sama z sobą. Zapisuję to w kalendarzu. A później odhaczam. Miło już z samego rana odhaczyć jedno zadanie, prawda?
-wieczorem przygotowuję niezbędny sprzęt: buty przy łóżku, obok nich cały strój do biegania; w kuchni banana lub jabłko, butelkę z wodą. I nie kładę się spać zbyt późno.
Wczesny ranek. Wyruszyć o świcie. Podróżować dookoła, wyprzedzając słońce, ukraść mu cały dzień… Początek. Pierwsze kroki. Jeszcze tyle może się zdarzyć. Układam myśli, planuję najbliższe godziny. Nie muszę się spieszyć. Biegnę lekko, sprężyście. Cieszy mnie TU. I TERAZ. To będzie dobry dzień.
Ładnie powiedziane 🙂 Szkoda tylko, że na co dzień nie można rano biegać w takich okolicznościach przyrody jak na zdjęciu 😉
Gdyby codziennie było można, pewnie szybko by to spowszedniało, a tak…:)
Świetnie brzmi umawiam się sama z sobą. Muszę spróbować. Zawsze podchodziłam do zadań celowo mam cel to go osiągam- a tutaj jak podejście motywacyjne do działania jest z ciut innej strony bynajmniej ja tak rozumiem, że jeśli umówiłabyś się z kimś nie chciałabyś ani odpuścić spotkania , potocznie mówić dać ciała. Więc dlaczego jeśli umawiasz się z tak ważną osobą jak jesteś Ty sam masz to zrobić? 😉
Agata, myślałam dziś o Twoim komentarzu w czasie treningu; natchnęłaś mnie do kolejnego wpisu, dzięki:)